Forum www.ftorres.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Zapach Barcelony

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ftorres.fora.pl Strona Główna -> Książka / Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
devillek aka torresmanka
Admin Napuszony



Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Torresland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:00, 20 Lip 2010    Temat postu: [M] Zapach Barcelony

Fandom - Harry Potter, ale nie ma tu prawie nic kanonicznego. Zapraszam i życzę miłego czytania.
Dedykuję Gosi mojej. Cholerce.
Ostrzeżenia: Użyłam wyrazu "dziwka", chowajmy się.





1.

Powietrze jest przesiąknięte słodkawą wonią konopi indyjskich, smrodem sprzedawanych na ulicy zwierząt i lepkiego potu. Słońce świeci wysoko nad głowami, mieniąc się we włosach i opalając odkryte, i tak już zaczerwienione, ramiona. La Ramblas gości u siebie masę obcokrajowców, którzy być może pierwszy raz mają do czynienia z Barceloną; miejscowych zmierzających do różnych sklepów, do kwiaciarni, do portu Rambla de Mar lub na Plaça de Catalunya, a wśród nich biegnie Anabella. Jedną ręką przytrzymując słomiany kapelusz z szerokim rondem, a drugą pomagając sobie przepchać się przez zbiorowisko ludzi. Jej okulary przeciwsłoneczne zostały rozdeptane przez podnieconych turystów na Rambla dels Caputxins, kiedy zatrzymała się oglądać jedno z przedstawień ulicznych.
Na Plaça de Catalunya jest jeszcze większy ruch i jeszcze większa duchota. Ludzie podziwiają pomnik Krzysztofa Kolumba, tworząc gęsty tłum, a Anabella najchętniej potraktowałaby ich wszystkich Drętwotą. Zdaje sobie jednak sprawę, że wysoce nierozsądnym byłoby ujawnianie się przed mugolami na drugi dzień po otrzymaniu pozwolenia na czarowanie poza szkołą.
- Ho sentim!! Ho sentim… - woła Anabella, niby głośno, a jednak jej cienki głos tonie wśród radosnego gwaru wycieczkowiczów. Coraz szybciej ogarnia ją zdenerwowanie; musi być na czas, a jeżeli tłum się jako tako nie przerzedzi, to spóźnienia nie uniknie.
- ¡Maleïda sigui! Ho sentim! - warczy do jakiegoś wyjątkowo grubego jegomościa, którego koszulka poznaczona jest obszernymi plamami potu. Mężczyzna odskakuje gwałtownie, potrącając dziewczynę w karmazynowym palcie. Anabella jest już daleko, kiedy do jej uszu docierają obelgi wykrzykiwane pod adresem otyłego faceta: Dèbil!
- Turyści. Pieprzeni turyści - mamrocze pod nosem, wchodząc do przytulnego wnętrza Una vieja escoba pachnącego mielonym imbirem i sandałowymi kadzidełkami. Z impetem siada na krześle i rozgląda się po kawiarni. Jest tu nie pierwszy raz, a jednak zawsze dziwi ją harmonijny wystrój lokalu. Nawet źle dopasowane meble nie są w stanie tego zakłócić. Różnokolorowe lampy oliwne zwisające z sufitu na długich sznureczkach, karminowe firany filtrujące ostre słońce, porysowane i wyblakłe panele, w niektórych miejscach wyglądające na spróchniałe, mahoniowa boazeria i z tego samego materiału stoliki, ale osobliwym trafem drewno jest o ton jaśniejsze.
Anabella lubi to miejsce. Lubi obserwować postacie namalowane na obrazach, lubi czuć, jak jej nozdrza są drażnione przez woń indyjskich kadzideł i rześkiego rambutanu, lubi wsłuchiwać się w ognistą, a zarazem dziwnie subtelną barcelońską muzykę. Zerka na zegarek wiszący w rogu izby; jest już szesnasta, a Alberta ciągle nie ma.
Niebieskie oczy nieśmiało błądzą wokół, ukradkiem obserwując ludzi. Jakaś starsza pani z mysimi ogonkami delikatnie wkradającymi się za grube szkła okularów, ubrana w coś, co wygląda jak kanarkowa podomka, nerwowo kiwa się na krześle, od czasu do czasu wymieniając pojedyncze słowa, w niezrozumiałym dla Anabelli języku, ze swoim młodocianym towarzyszem. Przystojny, ciemnoskóry czarodziej czyta Katalońskie Nowiny, leniwie strzepując popiół z papierosa do szklanej popielniczki; dym tańczy razem z drobinkami kurzu na scenie, jaką jest zabłąkany promyk słońca. Anabella zdejmuje kapelusz z głowy i pieszczotliwie składa go na siedzeniu obok. Odgarnia z czoła mokrą grzywkę; palcami obejmuje czarny warkocz, przesuwając dłońmi po całej jego długości. Jej włosy pachną świeżym cynamonem i chińskim liczi.
Anabella lubi to miejsce, ale nie za bardzo powód, dla którego do niego zagląda.
Blade wargi wykrzywiają się w nikłym półuśmiechu, kiedy drzwi Una vieja escoba otwierają się gwałtownie, a do środka wchodzi Alberto Colucci, w zębach dzierżąc starą fajkę, z której wydobywa się kłąb fioletowego dymu. Alberto pachnie poziomkami. Albo malinami.


2.

Lipiec nie jest zwykłym miesiącem. Lipiec jest miesiącem, który przynosi za sobą zmiany. Jeżeli czerwiec był gorący, to lipiec jest niczym wrzątek, którym zalewa się ulubioną herbatę Anabelli - China Gyokuro. Dzwon w Bazylice La Merce wybija północ, a większość kawiarni na La Ramblas zostaje dopiero pootwierana. Lokale wypuszczają na ulicę piękne zapachy egzotycznych potraw - kurczaka gotowanego na przemian w białym i czerwonym winie; ryżu zatapianego w mleku i zagęszczonym kremie waniliowym. Kupcy powoli rozstawiają swoje stragany, zwabiając turystów na "dobrą okazję", wciskając im do rąk marne imitacje obrazów Salvadora Dalí i Pabla Picassa, przekrzykując siebie nawzajem. Na zewnątrz wychodzą tancerze i aktorzy, i odstawiają wymyślne spektakle przy akompaniamencie muzyki bezdomnych gitarzystów, ku uciesze zaaferowanych barcelończyków i obcokrajowców, wśród których od czasu do czasu wybuchają gromkie brawa.
Do Anabelli podbiega mały zabrudzony chłopiec, wykrzywiając wąskie usteczka w szczerbatym uśmiechu, i podtyka jej pod nos plastikowy kubek. Anabella machinalnie wrzuca do niego dwa euro i odchodzi w kierunku mniejszego tłumku, który podziwia poczynania dwójki mimów ubranych w jaskrawoczerwone kombinezony.
- Brujería! Magia! - krzyczy jakaś rozgorączkowana dziewczynka, ciągnąc matkę za rękaw, zaraz po tym jak jeden z mimów dosyć przekonująco udaje zamkniętego w niewidzialnym pudełku. Na licznych drzewach gwałtownie zapalają się lampiony, rzucając na ludzkie twarze ciekawe cienie. Tutaj wszystko pachnie jak mango i ciepły karmel.
Anabella zapuszcza się w plątaninę wąskich uliczek Barrio Gótico i z lubością przyjmuje chłód bijący od średniowiecznych ceglanych murów. Granatowe niebo poznaczone białymi dziurkami wcale nie jest takie ciemne. Światła bijące z najbardziej imprezowej alei w mieście skutecznie rozjaśniają firmament, pozostawiając na nim różowe refleksy. Anabella jako małe dziecko wierzyła, że gwiazdy zawieszone są tak nisko, iż wystarczy stanąć na czubkach czółenek, aby pochwycić choć jedną z nich między palce. Teraz też w to wierzy. Przynajmniej próbuje.
Z jakiegoś otwartego okna sączą się gorące kubańskie dźwięki Buena Vista Social Club. Anabella podskakuje w takt muzyki, uderzając obcasami o płaskie kamienie. Lubi być mugolaczką.


3.

W ciemności trudno jest znaleźć jakiekolwiek ubranie, szczególnie, jeśli zostało ono porozrzucane w niewiadomych dla właściciela kierunkach. Anabella błądzi rękoma po prześcieradle, starając się znaleźć koronkową bieliznę. Kiedy już trzyma ją w dłoni, zaczyna pospiesznie ubierać się pod kołdrą, nie zwracając uwagi na Leo, który wychodzi z pokoju, wcześniej zostawiwszy na łóżku dwadzieścia pięć euro. Kobieta czuje się przytłoczona ciężkim smrodem potu, który powoli spływa po jej karku. Anabella zachłannie łapie za pieniądze i wciska je do małej torebki ze skóry smoka peruwiańskiego. W pokoju unosi się zapach dziwki.
Kobieta szybko wciąga na siebie sukienkę w kolorze paryskiego błękitu, sięga po lawendowy płaszczyk, po czym wystawia zgrabną nóżkę przyodzianą w biały sandałek za drzwi. Drewniane stopnie trzeszczą, kiedy schodzi do holu; postacie z obrazów patrzą się na nią z dezaprobatą w oczach, a Anabella odpowiada im szerokim uśmiechem. Dziewczyna z perłą ją zrozumie. *
Alberto Colucci czeka na nią, rozparty na kanapie niczym król. Anabella podchodzi do niego szybkim krokiem i wręcza mu dziesięć euro.
- Tylko tyle? - Alberto poprawia okulary, a przy każdym ruchu wydziela tą otumaniającą woń; ni to poziomek, ni to malin.
- Tak jak się umawialiśmy. - Kobieta poprawia włosy. - Pięćdziesiąt procent. Alberto, ja też muszę za coś żyć, nie robię tego na darmo.
Alberto drapie się wypielęgnowanym paznokciem po nosie, bacznie przyglądając się dziewczynie. Wygląda tak, jakby zastanawiał się nad tematem do rozmowy. W końcu macha ręką w kierunku wyjścia, więc Anabella opuszcza ten zadbany burdel, starając się nie oglądać za siebie.
Rześkie powietrze wymieszane z oparami taniego wina i pieczonych gruszek, uderza ją w twarz, jeszcze bardziej plącząc włosy. Nie spodziewała się tak niskich temperatur w środku lipca - jest zaledwie dwadzieścia pięć stopni.
Ciemne uliczki dzielnicy El Raval, mimo zaprzeczeń miastowych władz, roją się od czyhających na potencjalnych klientów prostytutek. Do uszu Anabelli dochodzi pijacki wrzask, następnie rozpaczliwy krzyk. Trzęsie się ze strachu i zaczyna iść szybciej, a dźwięk obcasów roztacza się echem po zaułkach.
Na dnie jej oczu czai się determinacja, przyćmiona przez paraliżujące uczucie zgrozy. Nagły przypływ adrenaliny popycha ją w kierunku domu na Rambla Raval. Jak co noc.


4.

Jej kuchnia należy do najbrzydszych kuchni w mieście. Nie. Ta kuchnia jest najbrzydsza w mieście. Anabella, marszcząc nos, wchodzi do pomieszczenia i głową trąca zwisającą z zapleśniałego sufitu paprykę, która wisi już dwadzieścia lat, albo i dłużej. Kuchnia śmierdzi starymi ogórkami w occie i stęchlizną. Nawet nie ma po co otwierać lodówki. Anabella wie, że i tak nic w niej nie znajdzie.
Z brudnych ścian odpada tynk, podłoga przypomina miejsce spotkania kurzu i afrykańskiego piachu. Nie ma szafek, nie ma stołu. Jest pieprzone krzesło ze sklejoną nogą, na którym niepewnie siada Anabella.
Dziewczyna macha różdżką w kierunku stalowego czajnika, a po chwili słyszy jak bulgocze woda. Sięga do torebki, wyjmuje plastikowy kubek i małą saszetkę, do połowy wypełnioną herbatą China Gyokuro.
Wsypując suszone liście o wyglądzie ciemnozielonych igieł do kubeczka, nasłuchuje odgłosów dobiegających z sąsiedniego pokoju. Odgłos miarowego chrapania odbija się od ścian i trafia do uszu Anabelli.
- Accio! - szepczą jej usta, a czajnik nagle znajduje się w dłoni kobiety. Zalewa herbatę, równocześnie czując odurzający, korzenny zapach z domieszką japońskich kwiatów i owoców, który razem z białymi spiralami pary wydobywa się znad powierzchni naparu.
- Gdzieś ty była!?
Podskakuje na kulawym krześle i z przestrachem w oczach spogląda na mężczyznę, stojącego w przedsionku.
- Nie twoja sprawa - warczy. - Idź spać.
- Znowu się puszczałaś, perra! - Zatacza się, a Anabella czuje ostry zapach mocnej wódki. - Pieniędzy mi nie dajesz!
Nabiegłe krwią oczy patrzą się tępo w przestrzeń, jakby ich właściciel mówił do widzialnego tylko dla siebie człowieka. Stary podkoszulek ciasno opina się na jego brzuchu, zasłaniając go tylko do połowy. Anabella szczerze nienawidzi swojego ojca, ale nie, nie może mu się sprzeciwić, jeżeli nie chce przez tydzień leżeć na niby-łóżku w swoim niby-pokoju, wpatrywać się w niby-sufit i czuć niby-zapach zgniłych różanych pączków, nie móc otworzyć niby-drzwi i nie dostawać niby-jedzenia.


5.

Myślami i zmysłami jesteś daleko. Czujesz zapach czarnego bzu, patrzysz na kwitnące drzewa, biegasz po nieśmiałych fiołkach. Jesteś dzieckiem i nic nie jest w stanie przeszkodzić ci w dziecięcej radości. Mama spogląda na ciebie rozmarzonym wzrokiem, popijając żurawinową herbatę z czerwonego kubka. I jej, i twoje oczy mają tę samą barwę delikatnego lazuru.

Anabella leży na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Pierwsze promienie słońca wpadają do małego pokoiku, oświetlając zakurzoną lampkę i szare biurko. Drzwi szafy niebezpiecznie chyboczą się w zawiasach, ujawniając bogatą w drogie stroje zawartość. Dziewczyna niepewnie stawia stopy na podłodze i chwiejnym krokiem podchodzi do lustra. Palcami dotyka widniejącego pod okiem siniaka. Sięga po różdżkę i wyszeptuje zaklęcie leczące, a jej skóra przybiera dawny ciemnobrązowy wygląd.

- Kochanie, chodź do domu! Tata czeka z obiadem! - Ma delikatny głos, który niczym jedwab ociera się o twoje bębenki. Uśmiechasz się szeroko i biegniesz w stronę mamy. Tata przecież czeka, kochany tata.

Jaśminowa suknia zgrabnie opina się na krągłościach Anabelli, odsłaniając ramiona, na które opada gruby warkocz. Puderniczka, cienie i tusz do rzęs idą w ruch, dekorując twarz dziewczyny, a ta nawet nie myśli, że dzisiejszy dzień może przynieść coś innego oprócz subtelnego zapachu wiśni w czekoladzie.

Masz jedenaście lat i z niedowierzaniem wpatrujesz się w pergamin, na którym nakreślone czerwonym atramentem słowa oznajmiają ci, że zostałaś przyjęta do szkoły dla czarownic w Madrycie. Mama zagląda do pokoju, czujesz jej rękę na swoim ramieniu. Podnosisz głowę i widzisz na jej twarzy szeroki uśmiech.
- Jesteś wyjątkowa, księżniczko - mruczy ci do ucha.

Idąc ulicą, wsłuchuje się w stukot obcasów i obserwuje dwie żydowskie dziewczynki skaczące po niskich murkach, które otaczają pobliski park. Południowy wiatr rusza krzewami i wzdyma sukienkę Anabelli. Próbuje pochwycić go w palce, ale ten przemyka przez nie, zostawiając na wewnętrznej stronie dłoni małe kropelki deszczu.

- Mama nie chciałaby, abyś rzucała szkołę. Przestań, jesteś wyjątkowa, księżniczko. Musisz kontynuować to, co zaczęłaś.
- Nie mów do mnie "księżniczko"! Tylko mama może tak mówić!
- Mamy nie ma!
- Jest! - Zalewasz się łzami, które mają smak słonej wody. Nie możesz uwierzyć. Mama żyje, na pewno, cholera jasna.


Nie zauważa, że nad Barceloną w ciągu kilku minut zgromadziły się burzowe chmury. Dobrze, że zdążyła wejść do pobliskiego sklepu odzieżowego, zanim z nieba lunął deszcz. Poprawia apaszkę i przechodzi przez całą długość pomieszczenia, zmierzając do wieszaków z jej ulubioną częścią garderoby - sukienkami.

Alkoholu przybywa, dom już nie pachnie zbożem i truskawkami. Zaczyna przesiąkać wódką i zgnilizną. Ściany są zapuszczone. Całe mieszkanie jest zapuszczone.
Ojciec sprzedaje wszystko. Nie rozumiesz hiszpańskich przekleństw wykrzykiwanych przez ojca pod twoim adresem - masz tylko czternaście lat, nic nie rozumiesz.


Alabastrowe atlasy, kawowe jedwabie, tak, jest w swoim królestwie. Wyciąga z portfela mugolskie pieniądze, przekopując się najpierw przez kilka złotych galeonów. Ma zamiar podejść do kasy, ale w rogu sali zauważa niedbale opierającego się o kolumnę mężczyznę, który ma najwyżej czterdzieści lat. Pewnym krokiem zmierza w jego stronę, czując zapach klienta.

Una vieja escoba pachnie tak jak zawsze. Siedzisz na wysokim krześle i palisz waniliową cygaretkę, kiedy do kawiarni wchodzi miejscowy alfons, znany wśród mugolek i czarownic. Nie zwracasz na niego większej uwagi, dopóki nie przysiada się do twojego stolika. Mężczyzna pachnie poziomkami. Albo malinami.
- Dzień dobry, Anabello. Jestem Alberto. - Wyciąga do ciebie rękę, którą niepewnie ujmujesz.


Anabella siedzi skulona na łóżku, obejmując kolana ramionami. Widzi, jak po kuchni krząta się przystojny mężczyzna, którego imienia nie zna. Dochodzi do niej woń znienawidzonej brzoskwiniowej herbaty. Palone brzoskwinie i ananasy kojarzą jej się z matką. Pieprzone owoce.
Anabella wstaje i podchodzi do okna. Chwyta za klamkę i wpuszcza do pomieszczenia chłodne powietrze. Zaciąga się zapachem Barcelony.

- Poczuj Barcelonę, Anabello. Pokażę ci inny świat, daleki od czarodziejskich dziwactw. Tylko zechciej.
Chciałaś.



* Autor obrazu Dziewczyna z perłą, Jan Vermeer, zdołał oddać pełne zmysłowości spojrzenie dziewczyny. Jeżeli metafora jest niezrozumiała, to trudno.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez devillek aka torresmanka dnia Wto 19:00, 20 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ftorres.fora.pl Strona Główna -> Książka / Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin